„Na początku
standardowo spongowanie, ale po kilku tygodniach trafiłem do transportu i
prawdopodobnie będę robił papiery na obsługę szarfa, a ty? A ja pracuje w
dolnej wnęce na ścianie.” Potem było coś jeszcze o gwarku, holmanie, walentach czy kombajnach. Prawda
jest taka, że nie pamiętałbym tych określeń gdybym teraz, nie używał ich
codziennie. Taki slang słyszałem, za każdym razem, gdy spotkałem się z kolegami
z dzieciństwa czy szkoły, którzy podjęli już prace na kopalni. Większość z nich
była zafascynowana swoją, nową pracą i nieprzeciętnymi zarobkami. Gdy mówiłem,
o swoich zarobkach, każdy z nich się dziwił i śmiał pod nosem. Większość moich
kolegów, poszło na kopalnie zaraz po skończeniu technikum czy zawodówki
górniczej. Ci po technikum byli źli o rok w plecy i mniejsze kwoty na pasku,
ponieważ zawodówka wlicza się w lata pracy, co rokuje na lepszą wypłatę, a
kilku po zawodówce było złych o fakt, że człowiek po technikum, może kiedyś
ubiegać się o prace w dozorze czy iść na studia. W każdym razie, każdy
opowiadał o dole, jak tam jest, jakie są warunki, opowieści od starszych
górników, kawały jakie potrafią robić między sobą, a kilku o sytuacjach w
których mimo krótkiego czasu pracy straciło by życie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz